Otóż, miałam kiedyś w rowerze nakładki na pedały SPD i przy jakiejś okazji jedną zgubiłam. Pomyślałam, że przecież nie muszę kupować kolejnych, tylko wydrukuję sobie nowy komplet. To nie nastręczało specjalnych trudności. Ot, dość prosty plik .stl, drukowanie długie, ale bez kombinowania. Schody zaczęły się jednak, gdy chciałam przymocować platformy do pedałów...
Okazało się, że nakładki nie pasują do moich pedałów, chociaż opis pliku sugerował, że jest to ta sama grupa nakładek, jakich bym potrzebowała. Jednak środkowa część okazała się za gruba, żeby ją wpiąć w pedał. Pomyślałam w takim razie, że nic prostszego, jak przypiłować ją od spodu...
Po tygodniu piłowania uznałam, że plastik jest zbyt twardy, żeby zdjąć te kilka milimetrów. Wymyśliłam więc, że można by ten spód przytopić czymś płaskim, a następnie ścisnąć. Struktura wydruku przypomina bowiem plaster miodu, w środku jest dużo miejsca, więc przecież to żaden problem wgnieść tę część, której jest za dużo...
I tak, po całym weekendzie stapiania i wgniatania nakładek przy pomocy rozżarzonego gwoździa, kiedy nadal nie dało się ich wpiąć w pedały, stwierdziłam, że do dupy z takim. Chyba jednak wolę wywalić te 4 dychy na normalne, kupne, odlane w Chinach platformy i mieć święty spokój. Była to bardzo cenna lekcja: nie warto aż tak jarać się tymi drukarkami. To znaczy ogólnie warto, ale bez przesady ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz